Jakiś czas temu przeczytałem „ciekawą” informację – ochraniarz, który w trakcie meczu piłkarskiego Śląsk Wrocław – Zagłębie Lubin użył miotacza gazu przeciwko kibicowi trzymającemu racę, w wyniku czego kibic ten stanął w płomieniach „zostanie przeszkolony”.
Co mnie w tej informacji (nie, nie, nie szukajcie jej w tzw. przodujących mediach) najbardziej zaciekawiło? Po prostu to, że taka informacja się w ogóle gdzieś pojawiła.
Bo przecież kogo obchodzi to, że jakiś „kibol” mógł stracić życie. Sam jest sobie winien, przecież jest kibolem (pewnie też „pisiorem”). To ochraniarz musi być przeszkolony. Czyżby po to żeby następnym razem nie używał gazu tylko broni palnej?
Sam od dobrych czterdziestu lat jestem kibolem – Kolejorza czyli poznańskiego Lecha. Poznaniakom nie muszę chyba tłumaczyć, że słowo to w naszym regionie zawsze oznaczało po prostu kibica. Na mecze, jeszcze na Dębcu zacząłem chodzić jako dziecko z ojcem. Sam zresztą po latach zabierałem na Bułgarską mojego kilkuletniego syna (dzisiaj chodzi sam, tzn. z kolegami). Nigdy jednak prze te czterdzieści lat nie widziałem aby w wyniku odpalenia racy przez kibiców ucierpiał ktokolwiek na stadionie. Owszem kilkukrotnie widziałem jak race takie zostały użyte jako pociski rzucone w kibiców przeciwnej drużyny, ale ostatnio było to kilka lat temu i co należy podkreślić nie słyszałem aby coś się komuś od takiego „pocisku” stało. Mniej więcej do 2009 roku nie było też w mediach większego problemu tzw. dzisiaj „kiboli”. Owszem był problem chuligaństwa na stadionach w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, ale od ich końca stopniowo zanikał. Kluby z reguły sobie same z tym problemem radziły poprzez zacieśnianie współpracy z reprezentującymi środowisko kibicowskie stowarzyszeniami.
Problem odżył gdy na polskiej piłce interesy postanowiły robić osoby związane z szeroko rozumianym establishmentem. Zaczęło się od Legii Warszawa i zainwestowania w tym klubie przez właścicieli stacji tvn czyli koncern medialny ITI. Warszawa jest specyficznym miastem, w końcu to stolica kraju. Główna trybuna stadionu na Łazienkowskiej zawsze była miejscem na którym warto się było pokazać i chętnych na lans na tzw. krytej nigdy nie brakowało. Nowi właściciele Legii wymarzyli sobie, że zapełnią jednak takimi osobami cały stadion. Korzyści z tego widzieli jak myślę co najmniej dwie. Taki wymarzony klient zostawi na stadionie znacznie więcej pieniędzy niż dotychczasowi bywalcy stadionów, a przy okazji stadion stanie się miejscem na którym będzie można zaczynać, prowadzić i finalizować sprawy biznesowe. Na takich, już nie kibicach ale klientach można jak wspomniałem zarobić więc zaczęto od podniesienia cen biletów oraz tzw. uporządkowania spraw związanych z klubowymi pamiątkami tak by po zmonopolizowaniu ich sprzedaży oferować je (w odpowiednio wysokiej cenie) nowym klientom. To spowodowało pierwsze konflikty na trybunach z powodu niezadowolenia ze wzrastających kosztów dla dotychczasowych kibiców. Okazało się też, że dla tych kibiców sprawy związane z przywiązaniem do tzw. barw i tradycji klubowych są w niezrozumiały dla nowych zarządców klubu sposób ważne i nie akceptują oni np. zmiany herbu klubu na wypracowany za grube pieniądze przez fachowców od pijaru.
Konflikt narastał. Niestety nowi włodarze klubu w celu jego zakończenia sięgnęli po środki najbliższe ich tradycji. Postawili na rozwiązania siłowe. Doprowadziło to do nieznanego wcześniej na polskich stadionach zjawiska. Bojkotu konsumenckiego polegającego na nieuczestniczeniu przez kibiców Legii w meczach swojej drużyny rozgrywanych w Warszawie. Sytuacja na pierwszy rzut oka wymarzona dla właścicieli klubu. Niechciani przez nich, niepokorni kibice sami opuścili stadion. Można było teraz przystąpić do przebudowy stadionu za pieniądze darowane przez szukającą poparcia medialnego władzę. Powtórzyła się tu jednak sytuacja znana z historii PRL-u. Władza oraz jej propagandziści (w tym wypadku ITI) nie mają pojęcia jak myśli społeczeństwo. Okazało się, że wraz z tzw. kibolami z trybun zniknęli także konsumenci. Pomimo bowiem olbrzymich pieniędzy wydanych przez właścicieli na podniesienie tzw. poziomu sportowego drużyny nie wpłynęło to znacząco na sukcesy Legii, a wymarzeni tzw. prawdziwi kibice wolą obejrzeć stojące na bez porównania wyższym poziomie, transmitowane na co dzień w najróżniejszych kanałach telewizyjnych mecze np. Premiership czy Ligi Mistrzów, zwłaszcza, że na Łazienkowskiej zniknęła tworzona wcześniej przez „kiboli” i tak naprawdę mająca największe znaczenie dla kibica niesamowita atmosfera.
Na nic zdały się zaklinanie rzeczywistości i powoływanie się na mityczną w tym przypadku „Anglię gdzie zrobiono porządek z chuliganami”.
Właściciele Legii zrozumieli, że piłka nożna ma urok gdy na trybunach są kibice. Ustąpili. Trybuny wkrótce się zapełniły. Nie rozumiem skąd w polskiej piłce biorą się tacy którzy tego nie rozumieją. Przykłady z ostatnich miesięcy kiedy pustkami świecą stadiony Wisły Kraków i Zawiszy Bydgoszcz nie najlepiej świadczą o Jacku Bednarzu i Radosławie Osuchu, a na pewno o ich logicznym myśleniu.
O ile jednak wymienieni wyżej działają w prywatnych klubach i ich walka z kibolami generuje głównie straty w ich portfelach (kibice z Krakowa i Bydgoszczy pewnie będą innego zdania) o tyle działania na tym polu osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo publiczne w naszym kraju wołają o pomstę do nieba.
Jestem jeszcze w stanie zrozumieć decydentów w policyjnych mundurach (vide Komendant Wojewódzki w Poznaniu wnioskujący o zamknięcie stadionu Lecha po tym jak kilka miesięcy temu kilka osób odpaliło na meczu race) bo raczej trudno spodziewać się racjonalnych pomysłów od obecnie rządzących policją karierowiczów ślepo wykonujących polecenia ministra Sienkiewicza, który w przerwie pomiędzy ucztami w Sowa i przyjaciele musi przecież wykazać się zdecydowaniem w walce z bandytyzmem i faszyzmem. Nie potrafię się jednak pogodzić z tym, że pieniądze podatników, a więc i moje są marnotrawione przez osoby tworzące w naszym kraju prawo. Otóż na posiedzenie Komisji Kultury Fizycznej, sportu i Turystyki spółka Ekstraklasa S.A. zaprosiła zajmującego się od wielu lat walką z chuliganami angielskiego eksperta.
Ze zdziwieniem wysłuchali jego wystąpienia w którym dobitnie dał do zrozumienia, że zaostrzanie postępowania wobec kibiców przynosi efekt odwrotny od zamierzonego. Jako przykład opisał eksperyment zastosowany w czasie Euro 2004 w Portugalii. Otóż sprawą zabezpieczenia meczy zajmowały się tam Policja oraz Żandarmeria. Policja otrzymała instrukcje żeby do kibiców podchodzić z szacunkiem i starać się w razie konieczności nie zaogniać sytuacji tylko ją w sposób przyjazny rozładowywać. Żandarmeria otrzymała natomiast wytyczne znane polskim kibicom klubowym czyli w skrócie zero tolerancji. Co się okazało? Tam gdzie za zabezpieczenie odpowiedzialna była policja nie doszło do żadnych poważniejszych incydentów, natomiast w miejscach gdzie działała żandarmeria często dochodziło do tzw. zadym.
W związku z powyższym w Wielkiej Brytanii zamiast wzmagać represje wobec kibiców skupiono się na działaniach określanych „zarządzaniem tłumem” kierując się przy tym „demokratycznymi metodami” wynikającymi z Europejskiej Karty Praw Człowieka. Efekt jest taki, że ilość policji ochraniającej mecze piłkarskie spadła o połowę gdyż znacznie spadła ilość incydentów na tych imprezach.
Podsumowanie eksperta było jednoznaczne.
Przy pracach ustawodawczych należy skupić się na stworzeniu systemu dialogu i partnerstwa z kibicami oraz różnicowaniu podejścia do chuliganów i innych kibiców, a nie wrzucania wszystkich do jednego worka z napisem „kibole”.
Pomimo tak jasno sformułowanych diagnoz wynikających z długoletnich doświadczeń ekspert nie znalazł uznania i posłuchu w kierowanej przez Pawła Grasia z Platformy Obywatelskiej. W efekcie przepisy polskiej, już i tak najbardziej restrykcyjnej ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych mają być jeszcze bardziej zaostrzone.
Maciej Zygmunt
Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, prywatny detektyw, właściciel Biura Detektywistycznego Maciej Zygmunt – firmy zajmującej się m.in. szeroko rozumianym bezpieczeństwem w biznesie. Do 2009 r. Naczelnik Wydziału do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Kryminalnej poznańskiego Zarządu Centralnego Biura Śledczego oraz Kierownik Zespołu Anty Terroru Kryminalnego przy Komendancie Wojewódzkim Policji w Poznaniu. Wcześniej m.in. długoletni Zastępca Naczelnika Wydziału do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Ekonomicznej w Centralnym Biurze Śledczym.